Unia powiedziała i tak ma być! Do 2030 roku musi nastąpić ograniczenie emisji CO2 o 55% w stosunku do 1990 roku. Temu gwałtownemu galopowi, ,,zielonych Khmerw,,, jak złośliwie się mówi w PE sprzyjają niektórzy europosłowie polscy z PO, Lewicy, PL 2050 czy PSL w Parlamencie Europejskim.
Pora wiec przepytać, podczas spotkań przedwyborczych w Polsce, kandydatów tych partii do sejmu i senatu, czy zdają sobie sprawę z ogromnych obciążeń wynikających z glosowań ich kolegów w PE, chociażby w sprawie unijnego programu renowacji budynków. Bo zapewne polska opozycja będzie mówić o drożyźnie w Polsce, pomijając całkowicie sytuacje czasu pandemii i wojny na Ukrainie i nie będzie się też ,,chwalić” tym co robią ich koledzy w PE, generując kolejne koszty życia dla Polaków. Wszystkiemu będą winne drogie pomidory, i Zjednoczona Prawica.
Punktem wyjścia do dyskusji podczas polskich debat powinna być m.in. informacja Komisji Europejskiej, że budynki odpowiadają za 40 proc. zużycia energii końcowej w Unii i za 36 proc. jej emisji gazów cieplarnianych związanych z energią. Jednocześnie 75 proc. budynków w Unii jest nadal nieefektywnych energetycznie. Dane te wskazują, że jest problem, ale też pojawia się pytanie dlaczego nagle i to w czasie kryzysu w UE gdzie np. PKB w 2023 wyniesie 0,3 proc. mieszkańcy będą zmuszeni przez prawo unijne do tak wielkich wyrzeczeń i kosztów.
Zatem, jeśli posłanka PO poparła rezolucję PE w sprawie charakterystyki energetycznej budynków, to powinna udzielić odpowiedzi na pytanie, czy rzeczywiście przeciętne gospodarstwo domowe na Warmii, lub w powiecie świętokrzyskim stać na wyrzucenie dziś kupionego kotła gazowego, a taki nakaz wedle PE nastąpi od 2035 roku. Równocześnie PE zaproponował w głosowaniu z 14 marca, by od 2024 roku wycofać wszelkie dotacje na zakup pieców na gaz czy węgiel.
Samorządowcy, którzy odpowiadają za budowlane inwestycje publiczne (szkoły, przedszkola), powinni zapytać tak głosującą osobę o pieniądze na propozycje PE żeby obowiązkowo montować fotowoltaikę na nowych budynkach od 2028 r oraz o to, czym ogrzewać te budynki, skoro PO chce, by od 2028 roku zakazać montowania kotłów na paliwa kopalne w nowo budowanych obiektach publicznych. Ciekaw jestem, czy zwykły Polak poprze w wyborach do Sejmu i Senatu w Polsce posła z partii, której europoseł głosował 14 marca w PE za tym, by od 2035 roku nie można było wymieniać kotłów na kopaliny w zamieszkałych lub dziś budowanych domach, zmuszając właściciela do odnawialnego źródła energii? Posła Lewicy, kandydującego ze Szczecina koniecznie trzeba zapytać, skąd przeciętny Kowalski ma wziąć pieniądze na nową instalację, by z uwagi na to, że jak napisano w dyrektywie, większość ciepłej wody zużywa się w prysznicach, pozyskiwanie ciepła z odpływów pryszniców było możliwe? Być może jest to słuszne rozwiązanie, ale jest również bardzo kosztowne.
Każdy niech pyta kandydatów do polskiego parlamentu, z partii Polska 2050, dlaczego posłanka tego ugrupowania w PE poparła rozwiązania, w myśl których powinno się dążyć w UE do mniejszego zróżnicowania sytuacji kobiet i mężczyzn w sektorze budowlanym. Czyżby za mało kobiet pracowało przy tradycyjnej betoniarce? A może UE chce zadekretować parytety w projektowaniu budynków czyli 50 proc. budowli muszą zaprojektować architektki?
Niezdecydowanych, bo wstrzymujących się w głosowaniu nad dyrektywą o renowacji budynków, posłów PSL, trzeba dopytywać jak na dużą skalę można wykorzystać do docieplania budynków „materiały pochodzenia biologicznego i geologicznego”? Czy chodzi tu o mech, i powrót do bloków skalnych używanych do budowy piramid? Należy też dociekać w jaki sposób, na masową skalę, ludzie „wiążący koniec z końcem”, by zbudować dom, zdobędą się na zastosowanie,,infrastruktury zielonej, takiej jak żywe dachy i ściany”?
Oczywiście sprawa nowej dyrektywy dociepleniowej jest poważna. Nie powinno się jej trywializować, bo koniec końcem wiele wydatków na to szalone tempo ochrony klimatu zgodnie z propozycją PE poniesie zwykły śmiertelnik. Cała nadzieja, że jeszcze w tej sprawie wypowiadać się będą premierzy państw unijnych i Komisja Europejska, która ewidentnie nie chce uwzględniać wszystkich pomysłów „zazielenionego” Parlamentu Europejskiego. Zresztą podczas debaty na temat renowacji budynków 14 marca, głosy wszystkich grup były podzielone. Holenderski europoseł powiedział m.in., że w Niderlandach trzeba wydać jeden miliard euro na „papiery”, czyli dokumentację, wedle której będzie odbywał się proces docieplania. Z kolei rumuńska europosłanka ogłosiła, że 60 proc. Rumunów nie stać na żadne wydatki tego typu, a niemiecki europoseł podkreślił, że polityka klimatyczna to katastrofa dla Unii Europejskiej. Inni mówcy twierdzili, że „Zielony Ład” wymyślony przez pseudoekologów to dobry interes dla Chin, gdzie produkuje się najwięcej części do odnawialnych źródeł energii, bo tam nie ma ekologów i można wydobywać z ziemi metale rzadkie, których w Europie nie ma oraz, że UE nie wytrzyma konkurencji z USA i Azją i będzie konkurować wkrótce z „krajami trzeciego świata”.
Jakby na osłodę kosztownego klimatycznego trendu, w dyrektywie o charakterystyce energetycznej budynków wpisano, że będą unijne dotacje i że państwa członkowskie powinny udzielić gwarancji instytucjom finansowym w celu promowania ukierunkowanych produktów finansowych, dotacji i subsydiów. UE będzie się więc zadłużać, państwa będą zmuszane do dawania gwarancji kredytowych, a przydział pieniędzy z UE będzie uznaniowy, zapewne uwarunkowany praworządnością, żeby było tak jak jest.