Uczestniczka nowego reality show Polsatu urodziła się w Jaśle, do którego do dzisiaj zawsze wraca z radością. – Czuję się tu bardzo, bardzo szczęśliwa – mówi Anita Kuś-Munsanje.
W „The Real Housewives. Żonach Warszawy”, nowym reality show, które od 6 września emituje Polsat, Anita Kuś-Munsanje zasłynęła z ironicznego poczucia humoru i szafy pełnej modowych perełek. Uczestniczka telewizyjnego hitu urodziła się w Jaśle. Choć prawie połowę życia spędziła w Dublinie, gdzie do dzisiaj prowadzi wraz z mężem luksusową klinikę medycyny estetycznej, to nadal chętnie wraca w rodzinne strony.
Jej fascynacja modą zaczęła się zresztą tutaj, od ukochanej babci, która jako pierwsza zaraziła wnuczkę pasją do klasycznej mody i ponadczasowego paryskiego szyku. Okazuje się, że rodzinne miasto do dzisiaj pomaga Anicie w spełnianiu modowych marzeń:
– Na co dzień, gdy myślę o Jaśle, to najbardziej tęsknię za… najlepszymi second handami, ever – zdradza w rozmowie z „Moje Jasło” Anita Kuś-Munsanje. Jasło ma absolutnie najlepsze lumpeksy. Kocham szczególnie ten obok Biedronki. Naprawdę go uwielbiam, można tam znaleźć fantastyczne perełki.
Poszukiwanie skarbów z drugiej ręki to oczywiście nie jedyny powód, dla którego Anita Kuś-Munsanje tak chętnie wraca do Jasła:
– Oczywiście brakuje mi też znajomych. Ta grupa, którą mam w Jaśle, to są fantastyczni ludzie. – zdradza i dodaje bez kokieterii – W Warszawie nie mam takich kumpli. W stolicy nie brakuje zawistników, ludzie chętnie rzucają sobie kłody pod nogi. Jaślanie to prawdziwi, szczerzy ludzie. Z większością moich znajomych stąd znamy się od ponad dwudziestu lat, a dzielące nas kilometry nigdy nie zaszkodziły tej relacji. Znajomi i perełki z lumpeksów. Dla mnie to esencja Jasła – podsumowuje ze śmiechem.
Anita Kuś-Munsanje do dzisiaj ciepło wspomina też wizyty w Jaśle, kiedy jej rodzina przeprowadziła się za miasto:
– Większość dzieciństwa spędziłam w Nowym Żmigrodzie, gdzie mój tata pracował jako weterynarz. Jak tylko zrobiłam się trochę starsza i mogłam sama się przemieszczać, to najczęściej odwiedzałam obie babcie (pozdrawiam ulice Ujejskiego i Chopina!) – zdradza. – Babcie mieszkały w blokach, a przed każdym z nich było takie prawdziwe podwórko, gdzie bawiły się lokalne dzieciaki. Ponieważ my mieliśmy mieszkanie przy lecznicy, w której pracował tata, to nie miałam ani takiego „blokerskiego” podwórka, ani sąsiadów w moim wieku. Bardzo lubiłam więc te spotkania i spędzałam tam na zabawie mnóstwo czasu. Mieliśmy taki team podwórkowy.
Z czasem, jaślańskie zakątki stały się jeszcze ważniejszym elementem dorastania Anity:
– Później chodziłam tu do szkoły, więc już w ogóle znów czułam się jak u siebie. Mieliśmy swoje miejscówki, dużo czasu spędzałam też na rynku – mówi „Żona Warszawy”. Uwielbiałam Dni Jasła, to było wydarzenie letniego sezonu. No ale chyba „Cosiek” (kto wie, ten wie), to była taka najbardziej kultowa miejscówka – dodaje ze śmiechem.
Mimo sukcesów i obowiązków, Anita, która wraz z mężem wychowuje dwóch synów, zawsze znajduje czas, by odwiedzić rodzinne strony. Przyznaje jednak, że napięty kalendarz nie pozwala jej przyjeżdżać do Jasła z większą częstotliwością.
– Oczywiście, że nadal chętnie wracam do Jasła. Nie wychodzi mi to niestety tak często, jakbym tego chciała. W praktyce jest to pewnie raz lub dwa w roku – wyjaśnia. Zawsze staram się przyjeżdżać latem, w okresie wakacji szkolnych.
Wizyty, nawet rzadkie, zawsze wywołują w uczestniczce hitu Polsatu falę pozytywnych emocji:
– Tak sobie myślę, że mogę jeździć w różne piękne, odległe miejsca, ale ilekroć spędzam ten tydzień czy dwa w Jaśle, to naprawdę czuję się szczęśliwa i wypoczęta. To fantastyczne uczucie, zwłaszcza, że przecież mieszkałam 17 lat zagranicą – mówi Anita Kuś-Munsanje. Powrót do tych miejsc, a zwłaszcza do ludzi, których znam od ponad dwudziestu, a niektórych pewnie i trzydziestu, lat. To jest niesamowite uczucie. Od wielu lat chodzimy do tych samych miejsc, do dzisiaj w tym samym składzie. Czuję się tu jak w domu.